logopeda |
Wysłany: Sob 19:17, 27 Kwi 2019 Temat postu: co 10 nastolatek ma za sobą próbę samobójczą. |
|
.
Stoimy w obliczu katastrofy, jeśli chodzi o stan zdrowia psychicznego naszych dzieci
Ewa Raczyńska
Jednym z najpoważniejszych problemów z jakim obecnie zmagają się dzieci i młodzież jest problem zdrowia psychicznego. Psycholodzy, psychiatrzy biją na alarm. - Tu już nie można mówić o kryzysie, to jest krach, jeśli nic nie zacznie się zmieniać w tym obszarze, za trzy, cztery lata staniemy w obliczu katastrofy – mówi psycholożka, terapeutka Justyna Żukowska-Gołębiewska.
• Ministerstwo Zdrowia zaproponowało nowy model opieki psychiatrycznej dla dzieci, której środek ciężkości ma od września zostać przeniesiony na szkolnych psychologów, nauczycieli oraz poradnie pedagogiczno-psychologiczne
• Rodzice decydują się na prywatne wizyty u psychologów, terapeutów, bo sami widzą, że nie mogą czekać ze swoim dzieckiem na termin w publicznych poradniach, w których słyszą: „Najbliższy termin za cztery miesiące”
• Specjaliści biją na alarm: „Nie mamy czasu na szukanie pieniędzy w budżecie, nie mamy czasu na wymyślanie nowych modeli, jeśli nie zaczniemy nagłaśniać tego, co dzieje się w gabinetach psychologów, poradniach, to nikt poważnie nie potraktuje problemu”
Z przedstawionego kilka miesięcy temu raport Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że co 10 nastolatek ma za sobą próbę samobójczą. Do psychologów, terapeutów trafiają dzieci i młodzież z depresją, zaburzeniami lękowymi, odżywiania, uzależnione od internetu, pornografii, multimediów. Problem się nasila, tymczasem psychiatrzy dziecięcy odchodzą ze szpitali, zamykają się niedofinansowane oddziały psychiatryczne dla dzieci. W związku z tym Ministerstwo Zdrowia zaproponowało nowy model opieki psychiatrycznej dla dzieci, której środek ciężkości ma zostać przeniesiony na szkolnych psychologów, nauczycieli oraz poradnie pedagogiczno-psychologiczne tak, by szpital psychiatryczny był dla dzieci ostatecznym rozwiązaniem. Od września mają też zacząć działać ośrodki wysokospecjalistycznej całodobowej opieki psychiatrycznej. Przynajmniej jeden taki ośrodek ma zostać stworzony na województwo lub kilka na większych regionach. Nadal brak jednak konkretów, choćby dotyczących finansowania wprowadzanych zmian.
- Nie wiem, co pomysł ministerstwa miałby zmienić na lepsze. Przecież także i dzisiaj specjaliści z poradni kierują dziecko do psychiatry, jeśli wymaga konsultacji. Ja osobiście stykam się z rodzicami, których nie stać na prywatną wizytę u psychiatry, której koszt to 200 złotych, a ich dziecko nie może czekać na termin z NFZ za pół roku. Potrzebuje psychiatrycznej pomocy tu i teraz. Jeden ośrodek na województwo, to zdecydowanie za mało już dziś na potrzeby dzieci i młodzieży – mówi psycholog pracująca w niepublicznej poradni pedagogiczno-psychologicznej. - Rodzice przychodzą do nas na prywatne wizyty, bo sami widzą, że nie mogą czekać ze swoim dzieckiem na termin w publicznych poradniach, a tam słyszą: „Najbliższy termin za cztery miesiące”. Czy poradnie otrzymają dofinansowanie? Czy będą mogły specjalistom zaproponować wyższe wynagrodzenie, które sprawi, że nie będą oni odchodzić i otwierać swoich prywatnych gabinetów? Ostatnio zetknęłam się z dziewczyną, która cierpi na zaburzenia psychiczne, jest w toksycznym związku ze starszym od siebie chłopakiem. Rodzice rozkładają bezradnie ręce, a obłożeni licznym pacjentami terapeuci mówią, że to dla nich za trudny przypadek. 17-latka powinna trafić na oddział psychiatryczny, powinno się nią zająć kompleksowo, żeby nie doszło do tragedii, ale brak miejsc, nie ma gdzie zapewnić jej bezpiecznego miejsca.
Inny przykład: 13-latek uzależniony od gier komputerowych. Porozumiewa się jedynie mruczeniem: „mhm”, „hm”. Trzy dni potrafi nie jeść, bo siedzi i gra. Rodzice załamani. Jemu na tu i teraz nie pomoże psychoterapia, to już ostry stan, więc powinien znaleźć się pod stałą opieką psychiatryczną, której brak. - Ktoś spyta: a gdzie byli rodzice, jak on grał. Oczywiście, można oskarżać rodziców, tylko ta sytuacja pokazuje kolejny problem - rodzicom brak kompetencji. Więc może zamiast wymyślać nowe modele opieki i wydawać pieniądze na doszkalanie nauczycieli, pielęgniarek w zakresie psychoterapii klinicznej, bo taki pomysł ma ministerstwo, lepiej pomyśleć o warsztatach dla rodziców, programach, które powstawałyby choćby przy szkołach rodzenia, gdzie przyszli rodzice zamiast uczyć się jak zmieniać pieluchę, dowiedzieliby się czegoś o rozwoju psychicznym swojego dziecka? Powstać powinna profilaktyka przy szkołach, gdzie rodzice obowiązkowo musieliby brać udział w szkoleniach. Problem zaczyna się w domu, często z zupełnie nieuświadomionej winy rodziców. Oni nie wiedzą, jak się zachować, jak rozmawiać z dzieckiem, jak sobie radzić z jego problemami, jak je traktować.
Skupienie pomocy w zakresie zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży na poradniach pedagogiczno-psychologiczny w oparciu o współpracę z nauczycielami i szkolnymi psychologami i pedagogami jest sceptycznie oceniane przez specjalistów. - W poradniach najczęściej pracują osoby zaraz po studiach, żeby zdobyć tam pierwsze swoje doświadczenia. Psycholodzy zatrudnieni na Karcie Nauczyciela, nigdy za te pieniądze nie zostaną w poradniach na stałe, zwłaszcza, że dwie ulice dalej w niepublicznej poradni zarobią trzy razy więcej – słyszę.
40 milionów złotych otrzymanych z Unii Europejskiej ministerstwo chce przeznaczyć na kurs na psychoterapeutę klinicznego, który ukończyć będą mogli pielęgniarki, pedagodzy, nauczyciele, socjolodzy. Kurs trwać będzie cztery lata, a co przez ten czas z dziećmi? - Mamy tak dużą grupę psychologów i psychoterapeutów i co prawda niewielką, ale jednak, psychiatrów dziecięcych, dlaczego nie dofinansować tych specjalistów, pomóc im się rozwijać, by na bieżąco już teraz mogli pomagać dzieciom? - komentuje Justyna Żukowska–Gołębiewska.
"W szkołach nie ma przestrzeni do prowadzenia terapii"
Kolejne pytanie, jakie nasuwa się w związku z propozycją ministerstwa, to w jaki sposób psycholog szkolny ma dostrzec dziecko z problemami. - W szkołach nie ma przestrzeni do prowadzenia terapii. Poza tym nie każda szkoła zatrudnia psychologa, a jeśli już to często na ¼ czy pół etatu. Nie starcza mu czasu na zajęcie się dziećmi z orzeczeniem, a co dopiero obserwację dużej grupy uczniów. Psycholog szkolny, podobnie jak pedagog, to często kula u nogi danej placówki. Wykorzystywany jest do zastępstw, organizowania konkursów, przygotowywania dzieci do różnych zawodów. Zakres jego obowiązków często daleki jest od pomocy psychologicznej. Kiedy dziecko ma do niego przyjść? Jak zwrócić się o pomoc – mówi Żukowska-Gołębiewska. - Nikt nie podaje konkretów, nikt nie mówi: szkoła musi zatrudnić psychologa, dofinansujemy to tak, by na jednego psychologa przypadała setka albo dwieście dzieci. Dziś nic nie wiadomo, mówi się szumnie o nowym modelu, ale my na nowości nie mamy już czasu, powinniśmy się skupić na tym, co jest i to wzmacniać.
Justyna Żukowska-Gołębiewska opowiada o swojej pracy w niepublicznej poradni. - Zaczynam pracę o 13, a kończę o 23, wieczorem przyjmując nastolatków. Młodsze dzieci są wcześniej. Nie mam serca odmawiać, a do mnie i moich koleżanek w poradni dzieci przybywa. Przychodzą nastolatkowie z kryzysami maturalnymi. Przychodzą dzieci i płaczą, bo rodzice wywierają na nich presję dobrych ocen, wzorowych zachowań. Brak im sytuacji rozluźnienia, bo ze szkoły od razu są zawożone na dodatkowe zajęcia. Coraz więcej jest młodzieży z różnymi lękami, a rodzice zamiast z dzieckiem porozmawiać, odsyłają je do psychologa, który za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ma je naprawić i postawić na nogi.
Często są to dzieciaki z głęboką depresją, która rozwijała się przez dłuższy czas, a której objawów nikt nie zauważył, ani rodzice, ani nauczyciele czy szkolny psycholog. Nie podważam niczyich kompetencji, wręcz przeciwnie, pokazuję, że psycholog czy pedagog szkolny obciążony obowiązkami nie ma czasu stworzyć więzi z uczniami, którzy przyszliby do nich z problemem. Poza tym ja sama pracując już wiele lat w zawodzie muszę się nieustannie doszkalać, bo wiedza, którą miałam rok temu, okazuje się być teraz niewystarczająco. Przychodzą do mnie i moich koleżanek i kolegów dzieci z taką mieszanką, z krzyżowymi diagnozami, w których mieści się na przykład depresja plus zaburzenia odżywiania i do tego zaburzenia lękowa. Nie wiem, czego się złapać, a okazuje się dodatkowo, że rodzice są właśnie w trakcie rozwodu. Obserwujemy, jak coraz bardziej i wyraźniej nasila się problem zdrowia psychicznego wśród dzieci i młodzieży. Za dwa trzy lata będziemy mieć tragiczną sytuację w opiece tego zdrowia, a mam wrażenie, że nadal zdecydowana większość społeczeństwa nie zdaje sobie z tego sprawy, My bijemy na alarm, MZ podejmuje jakieś kroki, która nie są rozwiązaniem nasilających się problemów.
Terapeutka mówi o bezsilności. - Muszę uciekać się do różnych środków. Dzwonię na pogotowie mówiąc, że nastolatek właśnie rozbił sobie u mnie w gabinecie głowę, bo wiem, że jeśli poinformuję ich, że ten chłopak oświadczył, że jak wróci do domu, popełni samobójstwo, nikt nie przyjedzie. Ba – nawet jeśli rodzice po próbie samobójczej pojadą z nim na SOR, nie mają gwarancji, że zostanie przyjęty. Pogotowie potrafi przyjechać do dziecka, które właśnie zostało odcięte od sznura, bo się wieszało, ale gdy okazuje się, że po kilkudziesięciu minutach dochodzi do siebie i czuje się dobrze, pogotowie zostawia je w domu. Znam dziewczynę, która sześć razy dźgnęła się nożem w brzuch, chciała się zabić, to była jej trzecia próba. Trafiła do szpitala, nie przenieśli jej na oddział psychiatryczny z powodu braku miejsc, a podczas jej trzytygodniowego pobytu w szpitalu psycholog zjawił u niej raz, na początku.
Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć liczbę dzieci na oddziałach psychiatrycznych, tłumacząc, że wiele z nich niekoniecznie powinno tam się znaleźć. Tymczasem psycholodzy podkreślają, że do psychiatry kierują dzieci w ostrych stanach psychicznych, w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. Nie odsyłają dzieci, które nie radzą sobie z lękiem. Co więcej, często zalecają najpierw wizytę u endokrynologa, by sprawdzić, czy objawy depresji nie zostały wywołane zaburzeniami gospodarki hormonalnej. - Część dzieci ze skłonnościami do samobójstwa udaje się wyprowadzić psychoterapią, część jednak wymaga skierowania do lekarza. Nowy model opieki komplikuje nam i tak już trudny dostęp do psychiatrów.
Dzisiaj poradnie pedagogiczno-psychologiczne są przeciążone pracą. Cały czas brakuje ludzi, pomieszczeń, sal. Na wizytę czeka się kilka miesięcy. W poradni w Wołominie są to cztery miesiące, w Legionowie w styczniu można było zapisać się na kwiecień, a jedna z warszawskich poradni podawała termin „na za pół roku”. Mówimy tylko o diagnozie. Terapia to zupełnie inna sprawa, na nią trzeba poczekać, aż zwolni się miejsce, aż jakieś dziecko ukończy terapię. To może trwać od kilku miesięcy do ponad roku.
Co z dzieckiem, które cierpi na przykład na depresję, zaburzenia odżywiania? Ma czekać?
- Nie wierzę, że nagle od września każde dziecko, które będzie potrzebowało konsultacji, a w efekcie terapii, dostanie się z dnia na dzień do specjalisty. Ministerstwo Zdrowia we współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej robi pozorne ruchy, żeby pokazać, że coś się dzieje, że są zainteresowani stanem zdrowia psychicznego dzieci, ale ich nowy model niczego nie zmieni.
Tu trzeba stworzyć długoletni projekt. Zacząć od szkół, od profilaktyki zdrowia psychicznego, ściągać specjalistów, prowadzić zajęcia. Znaleźć środki na dofinansowanie oddziałów psychiatrycznych dzieci. Nie mamy czasu na szukanie pieniędzy w budżecie, nie mamy czasu na wymyślanie nowych modeli, jeśli nie zaczniemy nagłaśniać tego, co dzieje się w gabinetach psychologów, poradniach, to nikt poważnie nie potraktuje problemu, który jest bardzo duży.
http://www.nerwica.pun.pl/viewtopic.php?pid=805#p805
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/stoimy-w-obliczu-katastrofy-jesli-chodzi-o-stan-zdrowia-psychicznego-naszych-dzieci/tm9xyd8
. |
|